Hiszpania - czerwiec 2018
Mówiąc Hiszpania myślimy o słonecznym wybrzeżu Costa Brava, wspaniałej Andaluzji, Barcelonie czy muzeach Madrytu. Ale jest kraina, gdzie nie ma za dużo słońca, często leje a mieszkańcy posługują się językiem całkowicie niezrozumiałym dla Hiszpanów. To Kraj Basków, czyli Pais Vasco. Przeciętnemu Europejczykowi kojarzy się z organizacją ETA i konfliktem hiszpańsko-baskijskim.
Kraj Basków
Spis treści
Nasza trasa w Hiszpanii do Kraju Basków
Do Bilbao, stolicy Euskadi, czyli Kraju Basków, zostaliśmy zaproszeni przez sympatyczną parę, poznaną na rejsie z wyspy Gwadelupa do Marsylii. On – dumny Bask, pracujący jako kapitan na statku łowiącym tuńczyki na Oceanie Indyjskim. Ona – śliczna Kolumbijka, która z powodów rodzinnych znalazła się w Hiszpanii. Chcą, abyśmy poznali ich miasto, ich kraj. Lecimy więc do Madrytu, a oni przyjeżdżają po nas na lotnisko, z Bilbao to tylko 350 kilometrów!
Z lotniska Barajas do Bilbao z postojem w Logrono
Przylatujemy ok. 10 rano. Ale nie od razu jedziemy „do domu”. Po drodze zatrzymujemy się w Logrono, gdzie przyjeżdża rodzina: siostra Claudii z mężem i Jej mama. Idziemy na starówkę na pierwsze pinchos, czyli hiszpańskie tapas. Są to małe przekąski, które kupuje się do wina. Wąskie uliczki są niesamowicie zatłoczone: jest sobota i należy spotkać się z przyjaciółmi. Przed barami stoją niewielkie, wysokie stoliczki, przy których zbierają się goście. Dostaję w serwetce wybraną kanapkę, ale po zjedzeniu szukam kosza, żeby ją wyrzucić. Javier woła – „rzuć ją na ziemię!” I widzę, że leży ich tu pełno. Jest to swego rodzaju reklama jakości pinchos – im więcej serwetek leży przy danym barze, tym więcej gości tutaj jadło i piło.
Jesteśmy już po paru kieliszkach wina, więc myślimy, że teraz pojedziemy „do domu”. Ale nie – Javier zarezerwował stolik w restauracji słynącej z pewnego rodzaju wieprzowiny, odpowiednika naszych golonek. Uczta zaczęła się od pinchos, sałatek, więc kiedy mięsiwo trafiło na stół, byliśmy już dobrze najedzeni. Nie mówiąc o ilości wypitego wina. W doskonałych nastrojach docieramy wreszcie „do domu”.
Nasi gospodarze mieszkają w samym centrum Bilbao, blisko słynnego Muzeum Guggenheima.
Muzeum Guggenheima, otwarte w 1997 roku, zaprojektował słynny architekt Frank Gehry, nazwany „mistrzem tańczących budynków”. Budynek zajmuje 4,2 ha ziemi i stoi przy rzece Nervion, w pobliżu mostu Puente de la Salve. Połyskujący dach jest wykonany z tytanu. Wiele osób twierdzi, że najciekawszy jest sam budynek. Nazwano go „tytanowym kwiatem”, bo swym wyglądem przypomina rzeźbę. Wewnątrz znajduje się stała ekspozycja, obejmująca prace artystów z całego świata, począwszy od lat 60. XX wieku.
Bilbao - Stadion, Most Baskijski
Zwiedzanie Bilbao zaczniemy od miejsca, gdzie rzeka Nervion, nad którą leży Bilbao, wpada do morza. Znajduje się tutaj gondolowy Most Baskijski, wpisany na listę UNESCO.
Po drodze zatrzymujemy się przy stadionie San Mames. Pierwotnie mieścił 7000 kibiców. W związku z Mistrzostwami Świata w piłce nożnej w 1982 roku powiększono pojemność stadionu do 45 000 miejsc.
Pod koniec XIX wieku odkryto w pobliżu miasta duże złoża rud żelaza, konieczne więc było zapewnienie transportu miedzy obydwoma brzegami rzeki. Jednocześnie wielkie statki musiały dopływać do portu Bilbao, który znajduje się nie nad morzem, ale w głębi lądu, nad brzegami rzeki Nervion.
Ogromną, stalową konstrukcję zaprojektował uczeń Gustawa Eiffla, Alberto Palacio. Most oddano do użytku w 1893 roku i do dzisiaj jest środkiem przemieszczania się samochodów i ludzi na drugi brzeg rzeki; stanowi też niezłą atrakcję turystyczną.
Do gondoli może wjechać jednocześnie 8 samochodów, pewna ilość rowerów i pieszych. Po „załadowaniu” kładki jest ona przeciągana na drugi brzeg. Puente de Vizcaya spełnia swoją funkcję do dzisiaj.
Gernika i język baskijski
Jedziemy do miasteczka, którego nazwę znają wszyscy dzięki obrazowi namalowanemu przez Picassa. To Gernika – biało czarne malowidło, wiszące w muzeum Reina Madrycie.
Na początku wojny domowej w 1936 roku, północna część Hiszpanii – Baskonia, opowiedziała się po stronie Frontu Ludowego, który przyznał tym terenom względną muzeum Reina Sofia autonomię. Licząca 5000 mieszkańców Gernika była wtedy siedzibą rządu autonomicznego Kraju Basków. 26 kwietnia 1937 odbywał się targ, na który, jak w każdy poniedziałek, przybyli mieszkańcy okolicznych wiosek. W godzinach popołudniowych miasto zostało zaatakowane przez siły lotnicze niemieckiego korpusu ekspedycyjnego Luftwaffe, wspierającego generała Franco. Bombowce Legionu Condor urządziły pierwszy w historii nalot dywanowy, traktując średniowieczne miasteczko jak poligon doświadczalny.
Zbombardowanie Guerniki stało się symbolem okrucieństwa wojny, ruchu antyfaszystowskiego i antywojennego. W tym samym roku Picasso namalował obraz „Guernica – Wezwanie przeciwko wojnie”. Biało czarne malowidło znajduje się w muzeum Reina Sofia w Madrycie. /Wikipedia/
Muzeum Euskal Herria Museoa Bizkaya jest zamknięte, więc Javier w skrócie relacjonuje, co tam można zobaczyć. Rozmawiamy po hiszpańsku, ale z ojcem, przyjaciółmi Baskami rozmawia w języku euskara, czyli po baskijsku.
Język baskijski powstał wcześniej niż jakikolwiek inny język europejski. To jedyny fakt, którego możemy być absolutnie pewni. Według niektórych lingwistów i historyków mowa Basków wywodzi się bezpośrednio od mowy neandertalczyków. Na północy Hiszpanii znajdują się jedne z największych w całej Europie skupisk malowideł naskalnych. Jest też sporo śladów obecności ludzi na tym terenie z okresu paleolitu. Oficjalnie, ze względu na brak pokrewieństwa między euskara a jakimkolwiek innym językiem indoeuropejskim, definiuje się ten pierwszy jako język odosobniony. /Wikipedia/
Obok muzeum stoi popiersie Wilhelma von Humboldt – niemieckiego filozofa, polityka, językoznawcy, przyjaciela Basków.
Guernica-Lumo (Gernica-Lumo) to miasto związane z bardzo starą tradycją samorządności.
Symbolem wolności baskijskich jest dąb, zwany Gernikako Arbola. Pod nim odbywały się zgromadzenia generalne, tutaj też królowie Kastylii składali przysięgę dochowania wolności kraju Basków. Obecnie w Gernice mieści się parlament prowincji Vizcaya, czyli kraju Basków.
Dochodzimy do miejsca świętego dla Basków – dębu Gernikako Arbola- otoczonego metalowym parawanem. To drzewo wyrosło z żołędzia dębu, pod którym spotykali się przedstawiciele, by wybrać radę przywódców. Oryginalne zostało zniszczone przez Francuzów podczas hiszpańskiej wojny o niepodległość. Tuż obok znajduje się budynek parlamentu Casa de Juntas. To tutaj w 1936 roku premierem został wybrany José Antonio Aguirre. Członkowie jego rządu zostali zaprzysiężeni pod dębem Gernikako Arbola i proklamowali niepodległość. To spotkało się z ostrą reakcją nacjonalistów i było jednym z powodów zbombardowania miasteczka. Jakimś cudem ocalał budynek parlamentu, symboliczny dąb i XV wieczny kościół Santa Maria.
W parku Parque de los Pueblos de Europa znajdują się dwie duże rzeźby wykonane przez Henry Moore i Eduardo Chillida. Zostały tak wykonane, aby można je obejść i tak naprawdę nie ma „przodu” rzeźby ani „tyłu”.
Po paru minutach jesteśmy przy kościele Santa Maria, ale jest zamknięty. Schodzimy więc po schodach na plac, przy którym znajduje się Museo de la Paz de Guernica, Muzeum Pokoju. Jeden z dziennikarzy londyńskich powiedział, cytuję : „samoloty generała Franco spaliły Guernicę i Baskowie nigdy tego nie zapomną”.
Chodząc po tym niewielkim miasteczku zdajemy sobie sprawę, że tak naprawdę nic nie wiemy o konflikcie baskijsko-hiszpańskim. Uczyliśmy się na historii o wojnie domowej w Hiszpanii, wiemy, co to jest organizacja ETA, która stosowała metody terrorystyczne, uderzające głównie w hiszpańskich polityków.
Javier wyjaśnia, że od XVI wieku Baskowie są pod panowaniem hiszpańskim. Patrząc na tych dumnych ludzi, mówiących swoim językiem, całkowicie niezrozumiałym dla kogokolwiek, w kraju o powierzchni ponad 7 tysięcy km ² nie dziwi nas, że chcą autonomii. W Kraju Basków, nad Zatoką Biskajską mieszka ich około 2 miliony. Część Kraju Basków znajduje się na terenie Francji.
Rozpogodziło się, więc spacerujemy uliczkami Gerniki, oglądając kolejne popiersia i pomniki związane z historią. Szkoda, że Picasso nie zobaczył Warszawy, zniszczonej po Powstaniu Warszawskim. Pewnie zabrakłoby i płótna i farby.
Bilbao
Historią trudno żyć, więc jedziemy do jednej z najlepszych restauracji w Bilbao, znajdującej się na wzgórzu, z którego rozpościera się widok na całe miasto. I jak na ten region Europy przystaje, obiad zaczyna się przystawką z jamon serrano, podaną w piwnicach, gdzie od samego patrzenia na setki butelek może się zakręcić w głowie. Zanim na stół trafi zamówiona ryba, są pinchos, do tego doskonałe białe wina. Wszystko wybiera i zamawia Javier, oczywiście po baskijsku, chociaż kelnerzy mówią świetnie i po hiszpańsku i po angielsku. Po świetnym obiedzie idziemy na kawę, podawaną na tarasie z pięknym widokiem na Bilbao. Do domu mamy blisko – po paru minutach wjeżdżamy na most Puente de la Salve, skąd widać wspaniały budynek Muzeum Guggenheima i rzekę Nervion.
W czerwcu dzień się prawie nie kończy, więc po krótkim odpoczynku Xavier zabiera nas na pieszą wycieczkę na starówkę.
Mieszkamy przy placu Euskadi, więc mamy blisko do najwyższego wieżowca Bilbao – Torre Iberdola. Wieża ma 165 metrów wysokości, 41 pięter. Budynek zaprojektował Cesaro Pelli, słynny architekt amerykański, autor m.in. Petronas Towers w Kuala Lumpur. On też projektował rewitalizację terenów nad rzeką Nervion. Jednak perełką miasta i jego wizytówką jest fascynująca bryła Muzeum Guggenheima.
Budynek muzeum o powierzchni prawie 25 tysięcy m² nazwano „metalicznym kwiatem”, bo bardziej przypomina rzeźbę niż jednolity budynek. Frank Gehry, pochodzący z kanadyjskiej rodziny polsko-żydowskiej, mieszkający na stałe w Kalifornii, projektuje z ułańską fantazją. To tak, jakby dzieciom dać pudełeczka, plastelinę i kazać im zbudować kamienicę czy pałac. Z dachu wychodzą długie betonowe pałeczki przypominające frytki? Super. Ściana wygląda jak po trzęsieniu ziemi? A może pozbieramy różne pudełeczka i zrobimy wieżowiec? Konstrukcje pana Gehry są śmiałe, często niesforne, a czasami wręcz dziwaczne. Ale Muzeum Guggenheima rozsławiło Bilbao, spowodowało, że to miasto rozkwitło nowym życiem i chwała włodarzom miasta, że zdecydowali się na ten projekt. Mówi się nawet o „efekcie Bilbao”.
Przed głównym wejściem do muzeum wita nas gigantyczna kwiatowa rzeźba nazywana Szczeniak. Widzieliśmy różne kwietne kompozycje przestrzenne, ale ten piesek rasy terier ma 13 metrów wysokości i zrobiony jest z kilkudziesięciu tysięcy sadzonek.
Bryła muzeum została tak zaprojektowana, że tak naprawdę nie ma „frontu”. Trzeba obejść tę monumentalną rzeźbę i fotograf musi sam zadecydować, gdzie jest przód budynku. Zarówno widok od ulicy jak i od rzeki jest równie imponujący. Rewitalizacji całego terenu podjął się Cesar Pelli. Widać, że władze miasta wybierały najlepszych architektów.
Od strony rzeki stoi ogromny metalowy pająk nazwany „Pajęczyca Maman”. Jest, jak mówi przewodnik, symbolem opiekuńczości i macierzyństwa. Jest wiele osób śmiertelnie bojących się pająków, więc nie wiem, czy ta symbolika jest właściwa. Ale rzeźba jest piękna, można pod nią wejść i samemu stwierdzić, na ile czuje się opiekę metalowego stwora.
Pięknym bulwarem idziemy wzdłuż rzeki Nervion w stronę starówki, czyli Siete Calles.
Po drodze mijamy Zubizuri – futurystyczny, podwieszany most dla pieszych z zakrzywionym chodnikiem. Po drugiej stronie rzeki stoi piękny budynek ratusza – Bilboko Udaletxea.
Jesteśmy w Bilbao w czasie trwania konkursu The World’s 50 Best Restaurants 2018, który odbywa się między 16 a 20 czerwcem 2018. Miasto obwieszone jest plakatami informującymi o imprezach, które będą odbywać się w trakcie trwania konkursu. Kulminacją będzie „Food Meets Art”, „Jedzenie spotyka się ze sztuką”, przedstawione zostanie we wnętrzu muzeum Guggenheima 18 czerwca.
Na rzece odbywają się próby do wyścigu łodzi. Dochodzimy do mostu Areatzako zubia, skąd rozciąga się widok na budynek opery – Teatro Arriaga, dworzec główny, stare wieżowce nad rzeką Nervion. Przechodzimy przez zadbany skwer Areatzako parkea pod kościół św. Mikołaja, po baskijsku San Nikolas eliza. Jest późny wieczór, więc kościół jest zamknięty, ale w czerwcu spaceruje się do 22. To najpiękniejszy miesiąc na zwiedzanie Europy. W dodatku nie pada, wiec idziemy dalej na Plaza Nueva.
Plaza Nueva lub Plaza Baria to ogromny plac w stylu neoklasycystycznym, zbudowany w I połowie XIX wieku. Otoczony jest arkadowymi budynkami, w których znajdują się restauracje, bary, sklepy z pamiątkami. W niedzielę na placu odbywa się pchli targ. Z Plaza Baria jest już tylko parę kroków do właściwej starówki, zwanej Siete Calles, czyli Siedem Ulic.
Uliczki przeznaczone są wyłącznie dla pieszych, więc można spokojnie spacerować. Najmilsze są oczywiście niewielkie skwery, bo tam albo ktoś gra, albo śpiewa, albo tańczy. Na plac Unamuno schodzimy szerokimi schodami, na których przysiadają i mieszkańcy i turyści. Można posiedzieć, posłuchać muzyki, bo tutaj zawsze coś się dzieje.
Przy ulicy de la Cruz stoi kościół Joan Santuen eliza, czyli kościół Świętego Jana. Oczywiście zamknięty, tak jak Bazylika Katedralna św. Jakuba, wiec pozostaje fotografować same budynki. Trzeba chociaż zajrzeć do sklepu, gdzie sprzedają słynne jamon serrano , wędzone szynki.
Kilogram takiej „nóżki” kosztuje 30-80 euro w zależności od jakości. Ale do tego konieczne byłoby specjalne urządzenie skrawające. A ponieważ nogę trzeba kupić całą, a więc 8-10 kilo, całkowity koszt przedsięwzięcia byłby niezły.
Skupiamy się zatem na mieście, które coraz bardziej nas zachwyca. Wszystkie napisy są w języku baskijskim, ale przecież naszym przewodnikiem jest rodowity Bask. Pogoda nam sprzyja, robi się wspaniały, czerwcowy wieczór. Opuszczamy starówkę i zagłębiamy się w bardziej nowoczesną część miasta. Xavier opowiada nam o metrze – wprawdzie Bilbao nie jest wielką metropolią, ma tylko ok. 700 tys. mieszkańców, ale posiada trzy-liniową kolejkę miejską.
Stacje zaprojektował sławny architekt brytyjski – Norman Foster, a mieszkańcy nazywają je – od nazwiska projektanta – fosterios. Foster zaprojektował m.in. nowy stadion Wembley w Londynie i centrum biurowo -handlowe Metropolitan w Warszawie. Wejścia do stacji wykonane są ze szkła i przypominają dżdżownice.
Dochodzimy do monumentalnego budynku banku BBVA: jego historia zaczęła się w 1857 roku utworzeniem Banco de Bilbao. W 1901 założono Banco de Vizcaya, który w 1988 roku połączył się z Banco de Bilbao.
Przechodzimy obok Pałacu Rady Prowincji Bizkaia – Palacio de la Diputacion de Bizkaia. W tej eklektycznej rezydencji znajduje się siedziba władzy wykonawczej rządu stanu Biskajskiego. Natomiast zgromadzenie ustawodawcze zbiera się w Gernika. Tuż obok stoi popiersie Johna Adamsa – ojca Konstytucji USA, pierwszego wiceprezydenta i drugiego Prezydenta Stanów Zjednoczonych. Jego oświadczenie w sprawie Bilbao i Bizkaya jest zapisane w dokumencie „Obrona Konstytucji rządu USA”.
Moyúa Plaza to duży plac, a przy nim dostojne kamienice, niektóre wyglądają jak pałace. Wszystkie są pięknie odnowione, widać, że władze miasta dbają o image Bilbao.
Ulicą Elcano Kalea idziemy w kierunku Vizcaya Plaza, mijając neogotycki kościół św. Józefa.
Widok najwyższego budynku miasta – Torre Iberdola oznacza, że jesteśmy w domu.
San Sebastian
Pod koniec XIX wieku arystokracja z Hiszpanii i Ameryki Południowej uczyniła z tego miasta swoją ulubioną letnią rezydencję. I chociaż dzisiaj to ponad 180 tysięczne miasto jest głównie przemysłowe, fama jednego z najpiękniejszych miejsc wypoczynkowych tej części Europy pozostała.
Na krańcu niewielkiej zatoki Bahia de la Concha, nad którą leży San Sebastian, znajduje się ciekawe miejsce, od którego rozpoczynamy zwiedzanie. El peine del viento – Grzebień wiatru – zbiór rzeźb baskijskiego artysty Eduarda Chillidy.
Dzisiaj mamy pogodę, o której nam mówiono – w kraju Vizkaia ciągle pada i wieje. Ale stalowe rzeźby musimy zobaczyć, każda waży około 10 ton i są umocowane w skałach, podmywanych przez fale Morza Kantabryjskiego. Pomysł, żeby właśnie tutaj umieścić stalowe części – cztery krzyżujące się ramiona – wydaje nam się genialny. Sztuka i to upiorne miejsce tworzą całość. Autor chciał, żeby – cytuję – „wiatr uczesał się przed wejściem do miasta”. Rzeźba została ukończona w 1976 roku i stała się jednym z symboli kulturowych San Sebastian.
Donostia – San Sebastian słynie ze znakomitych plaż, licznych zabytków i wspaniałej kuchni. Nam to miasto kojarzy się przede wszystkim z festiwalem filmowym, na którym główną nagrodę, Złotą Muszlę dostali m.in. Tadeusz Chmielewski za film „Ewa chce spać”, Andrzej Wajda za „Dyrygenta” i Radosław Piwowarski za” Yesterday”.
Jedziemy do historycznego centrum. Pogoda zrobiła się mniej diaboliczna, chociaż trzeba przyznać, że wiatr dodał pikanterii oglądaniu rzeźb nad Zatoką Muszli.
Najstarsza część miasta – Parte Vieja – została założona w XII wieku, ale w 1863 roku zburzono otaczające starówkę mury. Jednym z ciekawszych zabytków jest barokowa Bazylika Najświętszej Marii Panny, wzniesiona w1750 roku. Wciśnięta w wąskie uliczki starego miasta, jest często odwiedzana i mamy szczęście, że jest otwarta.
Istotną częścią starówki jest Plaza de la Constitucion – Plac Konstytucji. Tutaj odbywają się najważniejsze wydarzenia i festiwale, jak Dzień Świętego Tomasza i Tamborrada de San Sebastian. To drugie to parada bębnów i replikantów, które grają utwory skomponowane na potrzeby występu Raimundo Sarriegui w XIX wieku.
Tamborrada odbywa się 20 stycznia, w dzień patrona miasta, św. Sebastiana. Upamiętnia wydarzenia z końca XVI wieku, kiedy miała miejsce epidemia dżumy i wiele osób pielgrzymowało do kościoła San Sebastian el Antiquo, błagając świętego o pomoc. Epidemia ustąpiła, mieszkańcy przyjęli św. Sebastiana na patrona miasta i złożyli przysięgę, że co roku będą obchodzić święto 20 stycznia. O północy na placu Konstytucji burmistrz podnosi flagę San Sebastian i rozpoczyna się festiwal, trwający 24 godziny.
Nie można wyjść ze starówki, żeby nie wpaść do jednego z licznych barów na pinchos.
W mieście znajduje się wiele ciekawych mostów. Jednym z ciekawszych jest Puente de Maria Cristina. Rzekę ogląda się wysokości 18 metrów, a na moście znajdują się cztery potężne obeliski.
Na obiad jedziemy do nadmorskiego miasteczka Getaria. Stąd pochodzi Juan Sebastian Elcano, kapitan Nao Victoria, jedynego statku we flocie Magellana, który zakończył szczęśliwie podróż. Był więc marynarzem, który pierwszy opłynął ziemię.
W średniowieczu mieszkańcy zajmowali się polowaniem na wieloryby, o czym świadczy lokalny herb. Warto pospacerować po miasteczku, gdzie stoją średniowieczne domy, jest port o charakterze nie tylko rybackim, ale i turystycznym.
Miasto słynie z restauracji serwujących grillowaną rybę i białe wino z chronioną nazwą pochodzenia, Getariako Txakolina. Po doskonałym obiedzie zwiedzamy miasteczko.
Gotycki kościół San Salvador, budowany miedzy XVI a XVIII wiekiem ogłoszono w 1985 roku pomnikiem narodowym. Budowla ma układ trapezoidalny, z trzema nawami, każda w trzech sekcjach. Nawa główna jest wyższa od naw bocznych i ma sklepienie gwiaździste, natomiast nawy boczne nakryte są prostymi sklepieniami krzyżowymi. W absydzie znajduje się zakrystia.
Drugim obiektem wartym obejrzenia jest pomnik Juana Sebastiano Elcano, pierwszego człowieka, który opłynął ziemię.
W tym niewielkim miasteczku urodziło się jeszcze kilka znanych osobistości, m.in. Cristobal Balenciaga, projektant mody i założyciel domu mody Balenciaga.
San Juan de Gaztelugatxe
W pobliżu miejscowości Bermeo, 30 km od Bilbao znajduje się mała wysepka na morzu, połączona z lądem kamiennym mostem. Na wysepce w IX lub X wieku templariusze zbudowali kapliczkę pw. Św. Jana Chrzciciela.
Jadąc nad morze zatrzymujemy się w Butroi Gaztelua. Znajduje się tutaj średniowieczny zamek, przebudowany w XIX wieku, w wyniku czego uzyskał bajkowy wygląd. Reżyserzy serialu „Gra o tron” kręcili tutaj sceny do filmu.
Chcąc dojść do wysepki, trzeba pokonać kilometr szlaku, z którego roztacza się piękny widok na kamieniste wybrzeże. Jest tablica ostrzegająca, w jakich butach nie należy pokonywać trasy. Chyba przydałyby się takie oznakowania w naszych Tatrach. Ostatni etap wspinaczki to 230 schodów.
Kapliczka była splądrowana przez słynnego z rozbojów Francisa Drake’a, potem niszczyły ją pożary, wreszcie w 1978 roku została całkowicie spalona. Jest odbudowana i dzisiaj stanowi jedną z wielu atrakcji tego wybrzeża.
Kapliczka jest przeważnie zamknięta, można spojrzeć przez malutkie, okrągłe okna we wrotach i zobaczyć skromne dekoracje sakralne jak też wiele darów, które składali marynarze, którym udało się ocalić z rozbitych okrętów. Przytwierdzona lina służy do rozbujania dzwonu. Można go trzykrotnie rozbujać i pomyśleć życzenie, które ma się ziścić.
Na kamiennej ścieżce, prowadzącej do kapliczki znajdują się (zgodnie z legendą) trzy odciski stóp św. Jana Chrzciciela. Wspinanie się stromą ścieżką ma ponoć cudowne właściwości uzdrawiające. Opatrzność nam sprzyja, bo nie pada i nie ma wielu turystów.
Picos de Europa
Picos de Europa to najwyższe, wapienne pasmo w Górach Kantabryjskich, leżące 25 km od Atlantyku w Asturii. Z Bilbao mamy „tylko” 250 km, ale Xavier lubi szybką jazdę, autostrady w Hiszpanii są świetne, więc zaliczymy jeszcze jeden region kraju, a właściwie dwa. Picos de Europa leżą na granicy Asturii i Kanabrii. Dojeżdżamy do uroczego miasteczka Potes – które jest odpowiednikiem naszego Zakopanego. Dużo hoteli, pensjonatów, restauracji. Jedziemy dalej do Fuente De gdzie górską kolejką linową dostajemy się w góry.
Na dłuższy trekking nie mamy czasu, ale zaliczyliśmy jedno z ciekawszych miejsc w górach północnej Hiszpanii. Obiad zjedliśmy w restauracji, gdzie podawano steki wołowe świeżo krojone i smażone na grillu. W przeszklonych lodówkach wisiały ogromne kawały mięsiwa i w każdej chwili można było domówić sobie kolejną porcję
Czas wolny w Bilbao
Dzisiaj nasi gospodarze dali nam „czas wolny”. Zaopatrzeni w karnety na transport publiczny ruszamy na przystanek tramwajowy. Chcemy przejechać się tramwajem chociaż trzy przystanki – wtedy czujemy się jak zwykli mieszkańcy kraju, w którym jesteśmy. Wysiadamy blisko Ribera Market. W zabytkowym budynku mieszczą się stoiska, na których mieszkańcy mogą kupić wszystko – owoce, warzywa, ryby, mięsa, sery itd. Lepiej przyjść tutaj najedzonym. Na stoisku z owocami widzimy piękne czereśnie. Kupujemy kilo, ale pytam panią, czy to są hiszpańskie czereśnie. Stojący obok starszy pan powiedział mi stanowczo – nie „hiszpańskie” – „baskijskie”.
Uliczkami Siete Calles można chodzić bez końca. Tak jak bulwarami nad rzeką Nervio. Jednym z ciekawszych budynków jest Stacja Concordia – modernistycznym budynek z 1902 roku, ze wspaniałą fasadą. Jest to końcowa stacja linii wąskotorowej FEVE. Obsługuje północną część półwyspu i wybrzeże a całkowita długość linii kolejowej wynosi 1250 km.
Bermeo
Jedziemy od Bermeo, gdzie mieszkają rodzice Xaviera. Ojciec z kilkoma przyjaciółmi mają swoją prywatną restaurację. Duża sala, w której można urządzić przyjęcie dla kilkudziesięciu osób, do tego przylega kuchnia, spiżarnia. Jest też bar z dużym wyborem trunków. Każdy z współwłaścicieli rezerwuje lokal, kiedy potrzebuje. Ponieważ Baskowie prowadzą bardzo bogate życie towarzysko-rodzinne, okazji do wspólnych spotkań jest wiele. Dzisiaj okazją do spotkania w większym gronie jest wizyta „amigos de Polonia”.
Bermeo to nadmorskie miasteczko i gmina w prowincji Vizcaya, w Kraju Basków. Droga z Bilbao zachwyca pięknymi widokami. Miasteczko ma bogatą historię, co przekłada się na dużą ilość zabytków.
Dzisiaj za przewodników mamy Rodziców Xaviera.
Zaczynamy spacer po tym czystym, tętniącym życiem miasteczku od starówki, gdzie wzdłuż uroczych uliczek, placów i starego portu stoją domy rybackie. Chwilę zatrzymujemy się przy klasycystycznym kościele Santa Maria. Kościół zbudowano w XIX wieku, ma ciekawe wnętrze, ale – jak większość kościołów – jest zamknięty. Dochodzimy do łuku San Juan z XIV wieku i schodzimy do portu rybackiego, który nadaje miastu specyficzny klimat.
Na promenadzie portowej mnóstwo ludzi – jest sobota, piękna pogoda, więc trzeba spróbować pinchos, które nie da się jeść bez kieliszka wina. Muzeum Rybaka, znajdujące się w gotyckiej wieży Ercilla jest zamknięte, ale tata Xaviera prosi, żeby chociaż na chwilę nas wpuszczono, bo przyjechali „amigos de Polonia”.
Tutaj nie zobaczymy osoby siedzącej samotnie przy stoliku. Wszędzie stoją lub siedzą grupki ludzi z kieliszkami w ręce.
Spacerując po miasteczku widzimy wiele ulicznych rzeźb. Niektóre nawiązują do znanych postaci, ale są i takie, które mówią o charakterze tego miejsca. Najbardziej podoba nam się grupa ludzi, wpatrzonych w horyzont, oczekująca na powrót łodzi rybackich. Przypomniał mi się fragment wiersza rosyjskiego poety.
„Czekajcie na mężczyzn upartych,
solą mórz siedmiu przeżartych.
Oni powrócą znowu.
Tacy już są mężczyźni .
Odchodzą. Ni stąd. Ni z owąd.”
Dołączyła do nas rodzina i przyjaciele, więc czas na kieliszek wina. Zatrzymujemy się przy barze przyjaciela ojca Xaviera, każdy wybiera sobie pincho. W mieście odbywa się jakaś impreza – nie pytamy, o co chodzi, ludzie bawią się, jest wesoło.
Dochodzimy do restauracji Rodziców. Stół zastawiony i czeka na gości. Jest rodzina i są przyjaciele.
Maskotką towarzystwa jest kilkuletnia siostrzenica Klaudii.
Są wina, ale jak tylko ktoś sobie życzy czegoś mocniejszego, bar jest otwarty.
Około siódmej opuszczamy lokal, a ponieważ jest bardzo ładnie i nikomu do domu się nie spieszy, siadamy na placu, gdzie jest wystarczająca ilość krzeseł dla naszej gromadki. I chociaż wszyscy są dobrze najedzeni i po niezłej ilości wypitego alkoholu, tata Xaviera zbiera zamówienia na drinki. I jak tu nie kochać Basków!
To nasz ostatni wieczór w Bilbao. Jutro Klaudia z Xavierem odwiozą nas do Madrytu, gdzie mamy zarezerwowany apartament. Dziękujemy za pokazanie nam fascynującego Pais Vasco, gdzie mogliśmy poznać jego zawiłą historię i spotkać wspaniałych ludzi.
eskerrik asko denagatik
muchas gracias por todo
Dla uzupełnienia Bloga zapraszamy do Galerii zdjęć.